sobota, 30 stycznia 2016

deklaracja

My obywatele jesteśmy tak samo „suwerenem” w tym państwie jakim byliśmy w PRL-u. Ciągle nie możemy zgłaszać własnych kandydatów w wyborach do Sejmu bez wiązania się z jakąś mafią polityczną. Co to za „suweren”, który nie ma możliwości wolnego wyboru swoich przedstawicieli do Sejmu?
Konsekwencje są takie, że te gangi partyjne udające partie polityczne mają od kilkuset do kilku, czasem kilkunastu tysięcy żywych i płacących składki członków. Obywatela tam Pani nie znajdzie nawet z mikroskopem. Od takich gangów wyalienowanych społecznie oczekuje Pani kompetencji i dobrego prawa? To jest przecież fizycznie niemożliwe. Partia CDU/CSU w sąsiednich Niemczech ma 650.000 członków. Taka partia samych informatyków ma więcej niż PiS ma wszystkich członków. A nauczycieli, prawników, lekarzy to ma więcej z osobna niż PO i PiS ma członków razem wziętych. W Niemczech może Pani oczekiwać jakości dobrze skonsultowanego i zweryfikowanego przez obywateli prawa. Ale w Polsce? Z kim i z jakiej racji? O tych rządach gangów to są zwykłe brednie. Różnica jest taka, że w Niemczech gangi łobuzują na ulicach i są ścigani przez policję a jakby chciały zdobyć władzę to 1,6 miliona członków normalnych partii jak trzeba to ich na ulicach rozniosą, natomiast w Polsce podobne gangi i męty społeczne siedzą od dawna w Sejmie. I mają monopol na władzę. ze swymi poglądami dobrze wpisuje się w kształt obecnej Rzeczpospolitej. Ponieważ jest to państwo pobożnych życzeń, a nie prawa, to również pan Gliński może wyrażać swoje pobożne życzenia do obywateli, aby rezygnowali z należnych każdemu rodzicowi pieniędzy. Myśleć trzeba zawsze przed złożeniem deklaracji, podjęciem konkretnego zobowiązania, a także działania.To, co napisałem o tych rządach gangów na ulicach wielkich miast Niemiec, Francji czy nawet Australii to NIE są zwykłe brednie – to są fakty. Czy wiesz, że niemiecka policja przez kilka dni nic nie robiła w sprawie tych ataków na kobiety w Kolonii, Hamburgu i Frankfurcie nad Menem? Że gdyby nie to, że w atakach w Kolonii poszkodowane zostały turystki z Japonii, to nigdy byśmy się o tych atakach nie dowiedzieli? Faktem jest bowiem, że tak jak to twierdzi prezydent Czech, to co się obecnie dzieje na granicach UE oraz ostatnio w Niemczech to nie jest przypadek, to jest zaplanowana akcja. Pytanie tylko: kto za tym stoi? Wiadomo, że wielki kapitał, ale kto konkretnie – a tego to na razie nie wiemy. Ciekawe, czy się dowiemy, a jeśli tak, to kiedy i z jakiego źródła. A jeśli zarzucisz mi tu tzw. teorie spiskowe, to przypomnę ci, że tzw. Wielka Rewolucja Październikowa, która przecież zmieniła w roku 1917 cały niemalże świat, była w rzeczywistości spiskiem garstki lewaków zwących się „Bolszewikami” a finansowanymi przez wielki kapitał niemiecki i amerykański. To jest pisowska błazenada gorzej, że mamy zrezygnować też (na początek) z:
budowy elektrowni atomowej
z ekspresówek 2+2 na rzecz 2+1 (w sumie drogi gruntowe są jeszcze tańsze)
to na razie.
Jako rodzic dzieci w 6 i 4 klasie chciałbym wiedzieć czy pójdą do gimnazjum czy zostaną w podstawówce (z pewnością innej bo w tej na kolejne klasy nie ma miejsca)
I nie obrażaj tu polskich posłów i senatorów. Akurat wśród nich nie ma gangsterów, może poza posłami z partii pana Petru. Polska to nie są bowiem Włochy czy Japonia, i dobrze – w tym sensie, że gangi nie mają w Polsce tyle do powiedzenia co mafia w Italii i jakuza w Japonii.
Problem w tym, że Polska nie stała się państwem pobożnych życzeń dopiero teraz. Ona nigdy nie weszła na etap realizacji państwa prawa, kontynuując działania życzeniowe od zamierzchłych czasów. Dlatego tak wygląda historia tego kraju.

akcja

Porównywanie kwestii kąpielisk i gór jest mało adekwatne. Na większość kąpielisk są bilety wstępu a nad morzem są opłaty turystyczne i lokalne. Wody strzeżone są zawsze w zasięgu wzroku a ratownikiem może być każdy student umiejący pływać po niewielkim przeszkoleniu i bez potrzeby specjalistycznego sprzętu takiego jak helikoptery. Kąpieliska można ewakuować i zamknąć w pół godziny na przykład przy nagłej zmianie pogody. To są wszystko aspekty, które nie pozwalają porównywać spraw zupełnie nieporównywalnych. Porównywanie kwestii kąpielisk i gór jest mało adekwatne. Na większość kąpielisk są bilety wstępu a nad morzem są opłaty turystyczne i lokalne. Wody strzeżone są zawsze w zasięgu wzroku a ratownikiem może być każdy student umiejący pływać po niewielkim przeszkoleniu i bez potrzeby specjalistycznego sprzętu takiego jak helikoptery. Kąpieliska można ewakuować i zamknąć w pół godziny na przykład przy nagłej zmianie pogody. To są wszystko aspekty, które nie pozwalają porównywać spraw zupełnie nieporównywalnych. Nie przesadzaj z tym użyciem helikopterów, są fajne przed kamerami tv. Główny koszt ratownictwa to ludzie a przede wszystkim życie ratowników. Jaki procent akcji ratowniczych jest przy użyciu helikoptera? Przeważnie chłopaki z GOPRu wyruszają w teren ratować ludzi bez takiego wsparcia, przy złej pogodzie i po ciemku. Moim zdaniem nie o koszty finansowe tu chodzi a o bezsensowne w niektórych przypadkach narażanie życia ratowników.
Opłaty klimatyczne to już przeszłość. Dzisiaj gminy same doskonale wiedzą, że muszą zainwestować w sprzęt ratowniczy i ludzi przy kąpieliskach aby przyciągnąć wczasowiczów. Koszty wcale są niemałe ale raczej niezbędne jeśli chce się na wczasowiczach zarobić. Jest to swojego rodzaju profilaktyka.W „normalnych” krajach, gdzie gór jest dużo więcej i wyższych niż w Polsce, normalną sprawą jest wystawienie rachunku za akcję ratunkową. Nikt nie wydziwia jadąc na narty czy na wędrówkę górską do Austrii, Szwajcarii, Francji, Włoch, tylko się ubezpiecza.
Ponieważ temat się powtarza, a i dyskusja jest podobna, to pozwolę sobie powtórzyć moje trzy grosze sprzed półtora roku:
Nie rozumiem tego podniecania się każdą akcją ratunkową TOPR-u. Przy liczbie osób codziennie zadeptujących polskie Tatry jest to przecież tylko nikły procent wobec np. przytoczonych wyżej liczby utonięć czy wypadków na drogach. Każda głupia śmierć jest godna pożałowania i nie dosyć ostrzegania nierozsądnych turystów przed niebezpieczeństwami górskiej wędrówki bez odpowiedniego wyposażenia, ale bez histerii.
W Szwajcarii, kraju alpejskim, obowiązkowe ubezpieczenia są tylko dwa: zdrowotne (kasa chorych) i OC dla automobilistów.
Mimo to nie ma w Europie albo i na świecie lepiej ubezpieczonego „od wszystkiego” społeczeństwa.
Człowiek świadomy realnie możliwych przypadków i wypadków oraz związanych z nimi kosztów (za wszystko dostaje się rachunek) ma zawczasu wpojone myślenie o zabezpieczeniu się przynajmniej przed stratami finansowymi.  Od dawna w górach giną i będą ginąć ludzie. Następuje samolikwidacja głupców i ryzykantów. Podobnie w wypadkach samochodowych , czy na wojnie giną głównie ryzykanci, a nie ludzie ostrożni i przezorni, którzy dają początek następnym pokoleniom. I tak to się od wieków kręci.
Praktycznie każda rodzina jest sponsorem REGA (Rettungsflugwacht-Garde Aerienne) – Szwajcarskiej Służby Lotnictwa Ratunkowego. Za marnych 30 sFr od osoby każdy Szwajcar może liczyć na darmowy transport helikopterem z miejsca wypadku do szpitala, poszukiwanie z helikoptera w razie zaginięcia w górach i akcji ratunkowej, a nawet na repatriację z najodleglejszych zakątków globu w razie nagłej ciężkiej choroby lub wypadku – odrzutowcem sanitarnym.
Koszty rozłożone na wielu nie są wysokie.
Nie ma natomiast biletów wstępu do Parku Narodowego (jest tylko jeden taki park) ani w żadne góry, jeśli nie wiąże się to z użytkowaniem środka transportu (wyciąg, kolejka linowa, szynowa etc.).
Ludzie giną w górach, spadają w przepaść podczas wędrówki, schodzą na nich lawiny śnieżne i kamienie… To jest ryzyko wkalkulowane w interesujące życie i nikt nie rozrywa szat w mediach na każdy meldunek o śmierci w górach, chyba żeby to był wędrowiec w krótkich spodenkach i klapkach, ale o tym jakoś nie słychać.
Nawet słynni wędrowcy nago w kantonie Appenzell mają na nogach solidne obuwie

górski szlak

Mało kto zdaje sobie sprawę, że obecnie TOPR, ustami jego naczelnika, Jana Krzysztofa, jest przeciwny wprowadzaniu opłat za akcje ratunkowe.
Argumenty są rzeczowe i logiczne. TOPR otrzymuje 15% z wpływów z biletów do TPN.
Każdy turysta wchodzący na teren TPN płaci, nawet symbolicznie, za ratownictwo. Przy tamtejszym ruchu turystycznym zbierają się z tego jednak znaczące sumy.
Za zeszły rok to było ok 2 mln zł. Szacunkowo zwykle 15-20 % budżetu TOPR.
Dla porównania słowacki odpowiednik TOPR, HZS miał wpływy z tytułu płatnych akcji ratunkowych w wysokości 8% budżetu. Mało. Z biletów nic, bo ich do TANAP-u, NTANAP-u nie ma.
2. TOPR argumentuje, że największe koszty ponosi poprzez gotowość do służby. To logiczne. Kosztują sprzęt i wyszkolenie, utrzymanie niezbędnej infrastruktury, taboru etc. Samo ubezpieczenie za Sokoła to ok 1 mln zł rocznie. Jan Krzysztof twierdzi, że koszty funkcjonowania TOPR-u byłyby niemal takie same przy 600 akcjach jak i przy 0 akcjach.  Wprowadzenie para-podatków od ratownictwa miałoby sens wtedy gdybyśmy chcieli zredukować liczbę turystów odwiedzających góry. A z turystyki górskiej żyje przecież całkiem pokaźna grupa ludzi.
Uważam, że wpływ opłat za ratownictwo na wyobraźnię bezmyślnych turystów byłby niewielki i co za tym idzie poprawa bezpieczeństwa raczej wątpliwa. Z mojej oceny większość wypadków (poza ekstremalnymi przypadkami, które będą zawsze) bierze się głównie z niewiedzy i beztroski osób bez żadnego doświadczenia. Kiedyś turystyka górska była dużo bardziej elitarna, dzisiaj w erze facebook’owej stała się masową. Ponieważ w naszym kraju przeważa filozofia „kija” nad „marchewką” myśli się tylko o skutkach a nie o profilaktyce. W obiegu są karty pływackie, rowerowe, wędkarskie itd a nikt nie pomyślał o karcie dot. turystyki górskiej. A o edukację dzieciaków uczącej szacunku dla gór aż się prosi bo nasze góry są nie tylko dość niebezpieczne ale również systematycznie zaśmiecane i niszczone. Świadomy turysta jest dużo mniej narażony na wypadki.
Statystyki śmiertelnych wypadków podczas wypoczynku nad wodą są zresztą dużo gorsze a jednak nikt nie myśli o pokrywaniu kosztów ratownictwa. Śmiertelne wypadki są zawsze przykre ale chyba nie chcemy aby ludzie spędzali swój wolny czas wyłącznie przed telewizorem i komputerem.
3. Nigdzie na świecie nie jest tak, że turysta pokrywa 100% kosztów akcji.
4. Za akcje TOPR i GOPR turysta miałby płacić a dlaczego nie za akcje WOPR? Dlaczego rodzice którzy poprzez swoją lekkomyślność zgubili dziecko, mają nie ponosić kosztów użycia policyjnego śmigłowca?
5. Zamykanie szlaków to absurd. Z 14 ofiar śmiertelnych, 8 wydarzyło się w Tatrach Słowackich. I co to zamykanie szlaków dało? 4 wypadki śmiertelne dotyczyły „horolezców”. Obecnie wystarczy być posiadaczem legitymacji klubu górskiego zrzeszonego np. w PZA aby legalnie móc się poruszać na Słowacji po „zamkniętych ” szlakach.Kiedy TOPR powstawało, to w służbie gości i miłośników gór, którzy tam się w znikomych ilościach pojawiali. Dzisiaj turystyka to przemysł masowy a góry są „zadeptywane” przez miliony, często bardzo przypadkowych osób. Więc i ratownictwo górskie musi przyjmować formy komercjalne i masowe. Inaczej nie będzie mogło spełnić swojego zadania. A wymaganie od ludzi odpowiedzialności i ponoszenia konsekwencji swoich błędów to jest rzecz zupełnie normalna i zdrowa. A do tego łatwa w realizacji i przystępna przez odpowiednie modele ubezpieczeniowe.
Teoretycznie tylko na wspin. A kto udowodni, że idąc po szlaku nie zmierzam w kierunku drogi wspinaczkowej, oczywiście odpowiedniej tj. min II w skali UIAA?
6. Na Mont – Blanc szacunkowo zginęło łącznie od ok. 6 do ok. 8 tyś ludzi. W Tatrach, w 100 letniej historii TOPR zginęło 900 osób. Czy u Francuzów pojawia się pomysł zamknięcia Blanca?

Góry

 pomysły są obrazą etosu TOPR, którego ojcowie założyciele; Kazimierz Dłuski, Mariusz Zaruski, Klimek Bachleda się pewnie w grobie przewracają … gdyż z pewnością w głowie im się nie mieściło aby z ratownictwa górskiego czynić usługi komercyjne. To jest obraza pamięci Klimka Bachledy, który idąc na ratunek zapłacił własnym życiem. Czy pan wie po co idzie się w góry? … to nie jest wyprawa by oglądać tylko piękne krajobrazy, to jest spotkanie i zmierzenie się z samym sobą ze swoimi słabościami i ułomnościami, to jest w końcu poważna rozmowa. Chodziłem w góry od zawsze … nawet na wagary … nie zamierzam z tego zrezygnować i jeżeli kiedykolwiek, ktokolwiek zamierza ze mną negocjować warunki udzielenia pomocy, to niech mnie nie obraża i daruje sobie tą pomoc. Nie wyobrażam sobie też, aby ktoś mógł zabronić chodzenia w góry czy też ograniczył to jakimiś warunkami … nie przyjmuję do wiadomości, ignoruję i będę miał okazję, jeszcze jedną, do wykazania postawy obywatelskiego nieposłuszeństwa. W góry również chodze odkąd pamiętam, czyli jakieś 50 lat.
Nie wiem co ma etos TOPR / GOPR do uslug zamawianych przez „turystów”.
Calkiem niedawno grupa 100 osobowa dzwoniła z Morskiego z żądaniem transportu na dół, bo jest ciemno i ślisko.
Uważasz , że w tym przypadku TOPR i inne służby powinny takich osobników darmowo obslugiwać ?.
Albo, idzie taki w góry, nie chce mu sie schodzić i dzwoni do TOPR po śmigłowiec.
Wczoraj widziałem w TV „turystę” idącego na skróty na czworakach przez strome pole śnieżne.
Za samo zejście ze szlaku w parku narodowym należał mu sie mandat. Zauważ, że jakoś bardzo malo słychać o wypadkach taterników, natomiast 99% przypadków to przypadkowi turyści.
Dziewczyna 19 lat która zginęła na Rysach, poszła z przypadkowo poznanym mężczyzną. (pisze za mediami). Prawdopodobnie poznała go w schronisku , dokąd dojechala furmanką i bezmyślnie dala sie namówić.
 że to obecne wzmożenie medialne w sprawie ograniczenia dostępności do gór … trzeba nazwać rzecz po imieniu, ma swoje źródło polityczne … po prostu jakiś sk… w Sejmie albo w innej instytucji władzy rozpoczął swoje brudne gierki i chce na tragedii skręcić polityczne interesy … stawiam dolary przeciw orzechom, że nie chodzi o jakiekolwiek dobro ogólne czy szczególne a w najmniejszym stopniu o dobro obywateli. Nie chodzi tylko o obecną ekipę, podejrzenie moje dotyczy wszystkich, poprzedniej również, przecież nie kto inny jak prominentny przedstawiciel Platformy proponował budowę stawu na Kasprowym Wierchu. To larum nie ma żadnego uzasadnienia w świetle danych statystycznych. Przytaczam statystykę wypadków śmiertelnych po polskiej stronie Tatr w latach 2010-2015, za TOPR-em;
2010 – 22
2011 – 22
2012 – 20
2013 – 18
2014 – 14
2015 – 13
Owszem rośnie liczba interwencji lecz zdecydowanie maleje liczba ofiar. Potwierdzają to też moje obserwacje, że ludzie w góry chodzą co raz lepiej przygotowani, przysłowiowe ‚ w klapkach na Giewont’ to co raz bardziej żart niż rzeczywistość. Nawet, jeżeli ktoś wybrał się w tych klapkach w góry to jestem pewny, że następnym razem nie będzie miał najmniejszego zamiaru powtórzenia, tych ‚uroków’ chodzenia po górach w klapkach. Tragiczna seria z końcem roku wynika z dość nietypowego układu pogodowego; w listopadzie w górach spadł obfity śnieg … był nawet ogłoszony alarm lawinowy. W grudniu przyszła fala następujących po sobie halnych i ocieplenia, co spowodowało tajanie śniegu. Sile mrozy, które nastały w połowie grudnia, dochodzące do minus 20 – 25 stopni, spowodowały zalodzenie gór. Od 20 grudnia byłem w górach trzy raz i na prostych trasach w dolinach musiałem używać raków. Gdyby był śnieg nie byłoby problemu i nie byłoby ofiar … a jeżeli nawet, to nie odbiegałby to od normy.
Popieram Ciebie.TOPR w myśl Ojców założycieli ma nieść pomoc w Górach,a ludzie mają prawo się nimi zachwycać we wszelki dostępny sposób.Krzyk o marnowaniu pieniędzy podatników jest świństwem politycznym.
Przytoczony przez Ciebie przykład 100 osobowej grupy, która rzekomo zażyczyła sobie transportu, tak podawały media, lecz nie tu w Zakopanem. Sprawa wyglądała nieco inaczej; grupa turystów na szlaku, łatwym i prostym, znalazła się po zmroku i po prostu stracili orientację. Byli dobrze przygotowani i jedyną ich niefrasobliwością było zbyt późne wyjście na szlak. Zareagowali prawidło dzwoniąc do Pogotowia prosząc o przysłanie kogoś i wskazanie kierunku. TOPR wysłał ratownika, ten zaopiekował się kobietami i dziećmi i wyprowadził ich ze szlaku … mężczyźni musieli radzić sobie sami. To tyle, żadna sensacja, turyści i TOPR zareagowali prawidłowo w kłopotliwej sytuacji. Można oczywiście oskarżać o nieodpowiedzialność … lecz po co, mają nauczkę, mają lekcję życia turysty. Media zrobiły wielka sensację a sprawa banalna. Na końcu, drobne sprostowanie lecz dla górskiego łazika istotne; ta 19 latka, zresztą też solidnie przygotowana i wyposażona, to zginęła na przełęczy Krzyżne a nie na Rysach … po ziemi to jakieś 8 kilometrów z hakiem, w linii prostej z 5 … i całodzienny marsz szlakiem.
Każde moje wyjście w góry, nawet niedzielne w Beskidy (mam godzine drogi), jest dokladnie przygotowane, mapa przestudiowana, czas dobrany do najslabszego uczestnika wspólnej wyprawy, nie ma przypadku.

postawić krzyzyk

W Polsce to jest lęk przed książką w ogóle, pomijając już jej pojemność. O tym, że książeczka nawet cieniutka może stanowić problem przekonałem się w czasie ostatnich wyborach samorządowych. Peesel (wylosowali 1-kę,stronę tytułową „kart”, które miały formę cienkich książeczek do rad gminnych, powiatów i sejmików wojewódzkich ) miał wysoki wynik tylko dlatego, że wielu osobom nie chciało się c z y t a ć i przewracać stron w poszukiwaniu zamierzonego komitetu wyborczego tylko od razu, bezmyślnie stawiali krzyżyk na owej stronie tytułowej. Jak co niektórzy się zreflektowali z popełnionego błędu wyborczego podchodzili do komisji (miałem ten zaszczyt) i domagali się nowej karty, bo „nie przeczytali w czasie głosowania na kogo postawili krzyżyk ” (!!). Oczywiście odmówiłem informując, że kartę w formacie zeszytowym należało wcześniej przekartkować i po prostu przeczytać, zwłaszcza, że tekst nie był trudny czy jakoś filozoficznie skomplikowany.Nieumiejętność czytania ze zrozumieniem?
Trudności z koncentracją na tekście i jego sensie?
Zakaz czytania samodzielnego wydany przez tych, co wiedzą, że samodzielne czytanie prowadzi na manowce? A ja mam wstręt przed GRUBĄ książką. GRUBĄ tzn. grubą w sensie dosłownym. Ani się z tym położyć do łóżka, ani poczytać w tym przybytku,gdzie „król chodził piechotą”. Widziałem Jasienicy-„Rzeczpospolita Obojga Narodów” wydaną w jednym tomie. Ja wiem, że właścicielce bloga, nie o to chodziło. Ile ja jednak, nie przeczytałem książek z tytułu ich GRUBOŚCI. I nie przeczytam!.
Kara za nieprzestrzeganie zakazu czytania? https://clicktofax.zendesk.com/entries/ ... t_33358976
Kupując książki w Internecie, czytając recenzje w gazetach i czasopismach interesujących mnie tomów, zawsze odruchowo sprawdzam najpierw ilość stron. To silniejsze ode mnie, już tak mam. I im wyższą liczbę widzę, tym bardziej jestem zdopingowany do zdobycia tej pozycji i zanurzenia się w lekturze. „Łaskawe” Littella to jedna wielka przygoda, mogłaby trwać dłużej. Przede mną lektura „Życia i losu” Grossmana. Już sam rzut oka na tę „cegłę” zapowiada piękne jesienne dni. Józefa Hena, taty, znam wszystkie (tak mi się wydaje) pozycje. To niedoceniany u nas pisarz. Twórczość jego syna Maćka jest mi na razie obca. Ale to tylko kwestia czasu.
Mam lęk przed grubą książką, chociaż takie np. Księgi Jakubowe, przeczytałem dwa razy pod rząd, leżąc na szpitalnym łożu. Zginając odpowiedni nogi, które pełniły funkcję pulpitu. Kilka dni temu zmogłem „Himmlera” wydanego przez Prószyński i S-ka. Gruba okładka, stron prawie tysiąc. Ciężar tej książki równy chyba ciężarowi hitlerowskiej okupacji w Polsce. Kupiłem ją w sieci, zaś w księgarni mając okazję ocenić jej wagę prawdopodobnie zrezygnowałbym z zakupu. Poza tym książka napisana bez swady, nudnym akademickim stylem. Na dodatek jakaś autorska odmiana nazwy hitlerowskiej tajnej policji; Gestapo, Gestapa, Gestapy.
https://lesvell.zendesk.com/entries/106 ... t_33275173Chęć zaspokajania własnych pretensji do stanów wyższych za pomocą posiadania „grubej książki” na półce w widocznym miejscu?
Niechęć do sprawdzania co jest w „grubej książce”?
Męka pośród sprzeczności: co się komu zdaje, a co „naprawdę autor miał na myśli”?
Popisy na temat tego, co mówi książka bez sprawdzania, co faktycznie mówi?
Oczywiście. Każdy w zasadzie Polak tak ma. Z pokolenia na pokolenie. Od zawsze.
Ta „gruba książka” nazywa się Biblia.

ksiażka

Niedosytem dla mnie pozostana ksiazki, ktorych, z jakichs powodow nie wydano do tej pory w jezyku polskim, albo o ktorych zapomniano.
Do pierwszej grupy zaliczylbym amerykanski klasyk „Call it sleep” Henry’ego Rotha, ksiazke bedaca kluczem do zrozumienia duszy zyda-emigranta w USA. Wydano ja po raz pierwszy w latach 30-tych. Drugim waznym pisarzem nieobecnym na polskim rynku wydawniczym jest Mordecai Richler, badz co badz, wspolczesny klasyk literatury kanadyjskiej. Polecam filmowa adaptacje jego ostatniej powiesci „Barney’s version” z M. Pike i P. Giamatti, nie do dostania na rynku polskim. M. Richler, montrealczyk z pochodzenia, byl kanadyjskim odpowiednikiem Ph. Rotha.
Wpadla mi w reke niedawno ksiazeczka ciekawa, pisarza algierskiego Kamela Daouda- „Mersault’s Investigation”. To jak gdyby dopisana historia do „Obcego” A. Camusa. Warto przynajmniej przekartkowac.
Odczytalem na nowo krotka powiesc G. Swifta „Light of Day”, wydana rowniez po polsku kilka lat temu, troche bez wiekszego echa, a to literatura naprawde duzego formatu.
Bladze po roznych sklepach internetowych w Polsce i takiej ilosci chlamu literackiego trudno gdziekolwiek uswiadczyc. Przy tej mizerii poprawne stylistycznie kryminaly skandynawskie prezentuja sie jak arcydziela. Po pierwsze- to bardzo stare wydanie tej ksiazki, sadzac po obwolucie, gdzies lata 70-te. To chyba dostepne tylko w wielkich stolecznych lub wojewodzkich bibliotekach. No i co zostalo nam z dawnego PIW. Tyle dobrych serii wydawniczych w przeszlosci, na ktore polpwalo sie w ksiegarniach. Jakies resztki. Sa jeszcze nieoficjalne kopie na chomikuj. I pozyczanie w kolku czytelniczym. https://moodmove.zendesk.com/entries/81 ... ssist-You-
Do rozczarowań roku dorzucam:
„Zuza albo czas oddalenia” – Jerzy Pilch. Wulgarne, odrzucające, koszmarne.Do listy rozczarowań dodałbym Dygot J. Małeckiego. Ale nie czuję rozczarowania pisarzem tylko wymyślonymi na potrzeby marketingu recenzjami, które mylnie promują książkę jako coś wysokich lotów i dużej wartości. Nadużyciem a nawet kpiną jest porównywanie starań tego autora do kunsztu Olgi Tokarczuk, a efekt jego pracy do dzieła jakim jest „Malowany Ptak” J. Kosińskiego.
„Cyklon” Andrzej Muszyński – błędy merytoryczne, niechlujna konstrukcja, wysilone metafory.
ROOR „Dygot” to bardzo dobrze opowiedziana rzecz. Małecki jest objawieniem roku, daje wytchnienie od nadętych pseudoartystycznych dziwactw. Tylko, że w Polsce dobra fabuła to rzecz karygodna…
https://clicktofax.zendesk.com/entries/ ... t_33275073Mam w Kanadzie kilkadziesiat pozycji Wspolczesnej Prozy Swiatowej uratowanych od pozogi. Czasami siegne po cos innego. Np. Czyngiza Ajtmatowa, ktorego wydawano rowniez po angielsku i to sumptem agencji Nowosti. Dopisze cos do tematu „starodrukow post-prlowskich”, ktore wciaz wywoluja tyle emocji w srodowiskach kultury prawdziwej. Dziwi mnie, ze srodowisko GW/Polityki jakos nie dazy do reedycji tego , co wartosciowe i zapomniane. W koncu, nie jest to pisowska kruchta, jak sami siebie definiuja.
Ksiazka K. Daouda zostala wydana po polsku i jest dostepna na Woblinku.
Byla tez seria literatury jugoslowianskiej i seria literatury skandynawskiej. O literaturze rosyjskiej nie wspomne.
Po drugie: nieprawdziwa jest informacja o autorze. Tak jak Harper Lee, lub Salinger wydal on po kilkudziesieciu latach bodajze 2 ksiazki Mercy of a Rude Stream, An American Type. Ale tylko Call it sleep zostala klasykiem. Byl w zasadzie jak Malcolm Lowry, pisarzem jednej ksiazki. Ale za to jakiej.